Szamanka (1996)

Manuelę Gretkowską szanuję i podziwiam za felietony, książki oraz inne formy literackie, ale nie umiem przejść do porządku dziennego nad tym, że jest również autorką scenariusza do filmu Andrzeja Żuławskiego ‘Szamanka’. Obraz ten jest czymś tak kompletnie wykręconym, że aby sobie to wyobrazić, należy go obejrzeć. Nie więcej, niż raz. Potem można, a nawet trzeba obejrzeć coś głupiego, na przykład z serii ‘Naga Broń’ lub ‘Straszny Film’, gdyż reset mózgu jest jak najbardziej wskazany.

Akcja dramatu, o iście greckiej strukturze, skupia się wokół tajemniczej, małomównej, lecz targanej seksualno-krwiożerczymi obsesjami panience. Przyjeżdża ona na studia do większego miasta i od pierwszych chwil mąci w życiu głównego bohatera. Co i raz na jej drodze pada jakiś trup, a główny bohater w efekcie wszystkich mniej lub bardziej dziwacznych wydarzeń, sięga dna. Co w tym niezwykłego? Osoba bohaterki – na pół ludzkiej, na pół zwierzęcej, robiącej wrażenie niedorozwiniętej femme fatale, co i raz manifestującej zachowania z kosmosu, bo czy ktoś zna dziewczynę, która wyjada kotu żarcie z miski? Nie wiem na prawdę, jakim zamysłem kierowała się autorka scenariusza – czy to była kontrowersja dla samej kontrowersji? Osobiście nie widzę, aby coś więcej za tym stało. W filmie znajdziemy więcej tego typu smaczków, po których będziemy omijać lodówkę szerokim łukiem przez tydzień, a zawarte w nim sceny seksu są przeważnie zredukowane do minimum typu ‘podnieś spódnicę’. Cóż, niektórych i to kręci.

Film ma tak kiepsko zrealizowany dźwięk, że trzeba oglądać go albo bardzo głośno, albo na słuchawkach, a i tak nie dotrze do nas sto procent niezbyt treściwych dialogów. Dziwne, jakby niedopracowane wątki poboczne również utrudniają odbiór tego osobliwego dzieła o klamrowej kompozycji – kto oglądał, ten wie. Warto jednak jako zaletę potraktować przedstawiony w filmie turpistyczny obraz obrzydliwego,  rozkładającego się dużego miasta w latach 90 – dworce, pociągi, zapyziałe wioski. To było coś, co śniło mi się po nocach i nawiedzało za dnia, ale jakże intrygowało! Co do reszty filmu – sprawa jest bardzo dyskusyjna i do tej pory nie umiem się ustosunkować jednoznacznie. Jestem na tak, ale na nie.

PS. Nie byłabym sobą, gdybym nie przytoczyła legendy, jakoby aktorka grająca główną rolę kobiecą po zakończeniu zdjęć wymagała pomocy psychologa. Czyżby nie przeczytała ze zrozumieniem scenariusza ? Przykładowo: scena 195: teraz wyjadaj żarcie kotu z miski… pisalibyście się na taką rolę?

One thought on “Szamanka (1996)

Leave a comment